|
Hej, dzisiejszej nocy miałam sen który do tej pory nie daje mi spokoju, niby nic strasznego a jednak nie potrafię się od tego uwolnić, tak się mnie to uczepiło że aż pierwszy raz pisze na owym forum.
Mianowicie śniło mi się, że pływam w morzu, zalewie, jeziorze (nie mam kompletnie pojęcia co to było - wyglądało to jakby była to jakaś zatoka) tylko brzeg od wody był osłonięty wysoką ścianą (której można się złapać, miała jakby uchwyty). z osób tam będących pamiętam tylko dwie moje znajome (siostry) z którymi mam dobre kontakty, jedynie kontakt nam osłabł od kiedy wyjechałam na studia ale poza tym nic się nie zmieniło. Przechodząc do sedna - pojawiły się fale, jedne wysokie inne bardzo wysokie. Uczucie jakie mi towarzyszyło to strach, niezbyt duży ale jednak. Fale zaczęły nas zalewać (mnie i znajome) jednak nigdy nie dochodziło do załamania fali - czyli nie było mocnego 'uderzenia' tylko w sumie łagodne. Znajdowałyśmy się zaraz przy ścianie oddzielającej od brzegu, trzymałam się 'uchwytu' w ścianie kurczowo więc fale większej krzywdy nie wyrządzały, jednak fale też nadciągały z różnych stron, raz z naprzeciwka, raz z boków ale nieprzerwanie jedna po drugiej, z krótką tylko przerwą. Później nie wiem jak ale znalazłam się na brzegu, gdzieś z boku z młodszą ze znajomych... i tyle pamiętam...
Co to może znaczyć? |
|
|
|
